Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
22

chciał powstrzymać, poszedł z płomieniem w oczach wprost do dworu...


Przez tłum służby ściśnięty u drzwi od sieni otwartych i zaglądający ciekawie, przebił się podróżny, którego nikt nie poznawał, ale nikt wstrzymywać nie śmiał. Choć w sukni odartéj, miał rycerską i pańską postawę, w chodzie tym czuć było, że po ojców stąpał ziemi. Nawet dla owéj ciżby widzialny błyszczał na jego skroni wieniec bohatera, który nieraz śmierci się urągał... W tym przybyszu idącym tak śmiało, rozpychającym ludzi, zdradzało coś, że miał prawo stanąć na tym progu i wykrzykiem bolu przerwać tę oszalałą wesołość. — Wesele! wesele to na grobach nieporosłych, na mogilnéj ziemi ucisku!! Jakże się ono wydawało wygnańcowi, co marzył o żałobnych szatach ojczyzny pokutnicy!!
Z naszemi nieszczęściami razem poczęły się te dziwne szały, którym końca niema do dziś dnia.
Kiedyż się u nas nie bawiono na każdéj stypie narodowéj? Im straszniejsze dotykają nas klęski, tém namiętności, żądza, dzikie pragnienie upojenia rosną jeszcze i dwoją się na szyderstwo..