Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21

dziła ją panna Ewelina... na nią spłynęła wszystka miłość świętéj pani i wszelkie nadzieje...
Zjawił się w porę pstry ptaszek z warszawskich klatek ze słodkim swym śpiewem... w klatkach dużo pono pierza zostawił, ale szczebiotania się nauczył za to.
Łatwo mu przyszło opanować serca kobiece, piękny, dowcipny, wesoły, zręczny pochlebca, w sercu kobiety nigdy być próżno nie może, ledwie żal nieco przytępiony, przychodzi pragnienie... Stara Jejmość choć ślepa nie chciała pana Wacława... czuła w nim marnotrawcę, bezdusznego a chytrego szaleńca... ale cóż! dziecko chciało, dziecko opanował! płakała, do nóg padała, o jedyne szczęście prosząc... a już dziś ona wie, jaka ją dola czeka. Nie długo potrzeba było czekać odczarowania, przyszło niemal nazajutrz po ślubie... A teraz... dorzucił rotmistrz rozpaczliwie... nie... Skała już nie wasza i Ewa nie wasza...
Mówił, Karol go już nie słuchał... gorzało w nim i paliło się.
Obudził się żołnierz, nawykły do walki... mimo zaklęć rotmistrza przerażonego, który go