Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
203

obozowego ciury, dostała się aż do Warszawy, jakim trafem właśnie do niego przyniesioną została? Karol nie pojmował, ale widział w tém jakby rękę Opatrzności.
Wypadek ten stał się dla Karola dobrodziejstwem, wywarł nań wpływ zbawienny, wrócił mu jakąś nadzieję. Nie był on wcale przesądnym, nie wyobrażał sobie, aby na szczególne względy Opatrzności zasłużył, przecież trudno w tém było nie widzieć woli Bożéj, łaski Jego, trudno nie usłyszeć głosu mówiącego... żyj... kiedyś jéj jeszcze użyjesz na kraju obronę.
Była to otucha, nadzieja, siła nowa... i Karol podźwignął się więcéj tym cudem niż pomocą lekarzy.
Saracence pobłogosławionéj przez dziada zawdzięczał powrót do życia... w duszy świtało jakąś jutrzenką... co zapaść nie dawała w czarną noc zwątpienia. Jak niegdyś w przeddzień ucieczki do konfederacyi widział w odzyskaniu utraconéj pamiątki... opiekę nad sobą.
Jak ostatnią relikwią przeszłości przycisnął ją do serca i ukrytą przywiózł do Skały.
Tu — w pokoju dziadowskim, po latach tylu, po tylu przygodach... znalazł w ścianę wbity