Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
189

głosem Bożym powołującym ku sprawiedliwości, skupiło się, zorganizowało, uprawniło. —
Albowiem ci, co wychodzili, nie szli broniąc głowy swéj, ale prawa ludzkiego, rzucali rodzinę, spokój, mienie, wszystko co kochali, a biegli wołać o pomstę, o pomoc i pracować w pogardzie, w upokorzeniu, — odpychani, nędzni, zgłodnieli — dla ojczyzny.
A kto plwa na tułactwo polskie, bo mu spokojnie usnąć nie daje, bo go budzi do czynu, a dzwoni w uszy, ojczyzną i obowiązkiem go nęka — winien jest zdrady, albowiem plwa na ducha ojców, co się przelał w ofiarników nowych.
Tułactwo niczém jest, jeno ofiarą, a jeśli nią nie jest... występkiem.
Kto je czyni włóczęgą bezmyślną, ten świętokradztwa winien — ale w szeregach najświętszych rycerzy są wyrzutki, a na placu męczeństwa w dniach próby słabną najmocniejsi.
Nikt dla siebie nie skazuje się na torby żebracze, na smagania szyderstwy, na potrącania ohydne, na pośmiewisko i nędzę, a kto się wywlókł jako cygan — odrzutek...
A ta falanga, co z arką zakonu wystąpiła