Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
188

proszonych od Sybiru i Kamczatki po Sekwanę, Adryatyk, Mincio i Bosforu wody — Jeszcze Polska nie zginęła..
Żyła — ale się poczynały dnie pokuty stoletniéj, dnie żałoby i rozproszenia.
Szli na wsze strony tułacze, co na ojczyznę swą w kajdanach, we krwi, patrzeć nie mogli.
I stokroć liczniejsze niż po Barze, stokroć uroczystsze, gorętsze, spójniejsze — stało się tułactwo.
Wypadkiem było pierwsze — rozmysłem i planem stało się drugie. — Szli ludzie żebracy do narodów i stawali pode drzwiami ich, wołając:
— Obudźcie się, oto jeden z braci waszéj na gościncu napadnięty został i okryty ranami.. Azali nie pójdziecie go ratować i bronić? Zbrodnia się stała w dzień biały!
A obcy drzwi uchyliwszy odpowiadali im:
— Dość mamy swoich niebezpieczeństw i troski... abyśmy w cudzą mieszali się sprawę! Zbójcy mocni są.. Idźcie, albowiem nie pomożemy wam...
I rzucali kawałem chleba lub westchnieniem.
Tak tułactwo polskie stało się koniecznością,