Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
170

widując, aby się przyjaciele podąsać mieli o Warszawę, już z królem JM. Pruskim listował. Układano się wcześnie.. Czaty ostatni list schwyciły.. Królowi doniesiono o tém z obozu. —
Mogło jutro stać się z Prymasem, co niedawno spotkało Massalskiego, Kossakowskiego, Ankwicza i Zabiełłę.. Szło o sławę rodu.. który nie dawno jeszcze dostał szlachectwo, księztwo, koronę, kolligacye, a o którym źli ludzie szeptali cicho, że ze rdzy mojżeszowéj nie tak dawno chrztem został obmyty. —
Prymas siedział milczący u stołu, gdy mu króla oznajmiono.. król wszedł, jakby niósł wyrok.. blady, strwożony..
Spojrzeli na siebie.. Stanisław z palca zdjął pierścień i podał go w milczeniu bratu.
— Czas przyszedł — rzekł.
Prymas podniósł głowę.
— Co się stało?
List wasz schwytano.. Jutro być może za późno... Nie czekaj, aż tłum zawre i przyjdzie po ciebie chciwy zemstą.. a z tobą imie nasze zwala w błocie ulicznym..
— Tak — lepsza śmierć niż hańba, rzekł Prymas, ujmując pierścień — Niewdzięczni..