Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
17

— Wszyscy poumierali! Ewa poszła za mąż.. snuło się po głowie wygnańca...
W progu ojcowizny nie było go komu powitać... ostatni niedobitek śmierci, obcy człek podał dłoń widmu, niewcześnie wyszłego z grobu...
Nie było po co wracać do tańcującego dworu.
Karol milczał, milczał i rotmistrz, bo powiedział już wszystko...
— Cóż to za uczta? co za tany? spytał z boleścią, słuchając dolatującéj go muzyki tanecznej, Karol... a sercem witając starego znajomego słowika, co w tych samych śpiewał krzakach... jak przed laty.
— U nas, u nas to teraz rzecz zwyczajna... codzienna! odparł rotmistrz z goryczą... bawim się! bawim. Pan Wacław bawić się lubi... Pani Wacławowa nauczyła się do męża stosować... Dla niéj to może zagłusza głos grobów... Może potrzebuje oszaleć trochę, aby zapomnieć, że nie jest tak szczęśliwą, jak się spodziewała.
Z goryczą Karol podstąpiwszy do okna, uśmiechnął się, patrząc na światła rzęsiste... przez które cieniami przesuwały mu się strojne tańczące pary... jak przejrzyste duchy...
— Otóż co mnie czekało w ukrzyżowanéj