Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
117

uniknąć wybuchów. Codzień ściskano zastęp, który opasywał massami garść naszych żołnierzy.. aby przyparłszy ich, rozbroić, a rozproszonych wcielić w trzodę kałmuków lub pognać na Sybirskie lody. Starszyznę tymczasem ujmowano grzecznością i obietnicami nagrody..
Trwoga w wojsku i w kraju większa codzień ogarniała umysły, prześladowanie wywołane wypadkami w Polsce, obawą wybuchów nowych, wzrastało. Porywano ze spokojnych dworów duchowieństwo, biskupów, księży, szlachtę, sekwestrowano dobra.. palono wioski. Moskwa jak zawsze tak naówczas nie znała innéj broni na zniewolenie sobie serc nad terroryzm i grozę..
Bądź mi druhem — lub zabiję!
Uległy gwałtowi temu tylko dusze bojaźliwsze długą trwogą złamane.
Brygada Słomińskiego, do któréj wysłany był Karol, rozlokowana w pośród wojsk moskiewskich w Kijowskiém już była osaczoną. Sam Słomiński zdawał się ujętym. Siedząc w Łabuniu przez grzecznych moskali głaskany i pojony, wydawał im swoich, tłumacząc się może przed sobą, iż ich nie uratuje inaczéj.