Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
116

Ktoś w wydrążonéj osi wracając z Gdańska, przywiózł wielkopolską gazetę, gdzieindziéj przekradła się wieść z pątnikiem idącym do miejsc świętych; inny przewiózł ja w zaciśniętych ustach, choć z moskiewskiemi jenerałami ucztował.. Gotujące się powstanie w Polsce na całym obszarze jéj dawnym.. rozpłomieniało wszystkich.
Moskwa podwajała czujność, ale nie mogła pochwycić nic — prócz ludzi niewinnych dla grozy..
Reszty wojsk polskich, które oderznięto od kraju w okolicach Kijowa i Żytomierza, już niemal siłą do moskiewskich wcielone były. Wzdrygały się na ten nowy gwałt serca, oburzały umysły, ale milczeć nakazywała ostrożność.
Kniaź Dołhoruki w imieniu Najjaśniejszéj Monarchini złote wojskowym obiecywał góry, żołnierz od tych gór wszakże rad był do płaskich nizin Polski powrócić...
Ale jak było zewsząd strzeżonéj garstce przerznąć się przez tylekroć silniejsze szeregi?
Nie jeden kordon ale dziesięć różnych pasem tych niewolników jeszcze noszących imie wojska polskiego i mundur rzeczypospolitéj dzieliło od ojczyzny. Moskwa postępowała ostrożnie, pragnąc