Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
66

dzi się, — rzekł. Jam życia nie dał, ty nie mogłeś, on ojczyznie dług spłacić musi... aby na nas plamy nie było... Niechże płaci dobrą wolą...
Matce téż popłynęły z oczów łzy, bo i ona o wszystkiém wiedziała; wstrzymać by była pragnęła, lub przynajmniéj wyprawić baczno, — i ją przecież ukołysał dziad.
— Niewiasto a matko, — odezwał się do płaczącéj, — kobiety spartańskie same na wojnę dzieci w zbroję opinały i mówiły im: — wracaj zwycięzcą albo nie powróć mi lepiéj. Tego ja od ciebie nie chcę, ale mu przeszkód nie stawiaj; to dzieło święte. Módl się i patrz co Bóg uczyni.
Matka zmilczała, otarła łzy i była posłuszną, jak nawykła — ale w sercu?!
Karol sądził, że nikt nie wié o niczém, krył się z zamiarem swym, bojąc się aby mu nie przeszkadzano. Miał tylko jednego powiernika, który go zdradzić nie mógł: tym był Staszek Kulik, chłopak od szkół jego towarzysz, przyjaciel, sługa i powiernik. —


Za onym dworem pańskim ku wsi, stała chata stara na poły w ziemię wpadła; mieszkał