Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
35

wkę — nie była ona nigdy szatą — a szata tkaną była z purpury i złota... z męczeństwa i cnoty.


Od najlepszych czasów — plemie bohaterów co chodzili w żelezie i na wskroś zżeleźnieli, trwało aż do czasów najgorszych, dożyło do progu dni naszych. —
W progu dopiero skonał ostatni, rozdarłszy sam pierś któréj kule niechciały. A pogrzebiono go szyderstwami i potwarzą.
Pasmo wielkich mężów od Bolesławów ciągnęło się aż do panowania niemieckiego, które spoiło naród na heloty i wydało go w ręce moskiewskie, nim się wytrzeźwił. —
Nie było przerwy nigdy aż do dni ostatnich, ale było zaćmienie oczów krecich, które nic widzieć nie chciały i niemogły.
Zdało się jakoby cnota zmalała a żyła pokryta żałobą i zawstydzona — i w grobie żyje aby z niego powstała.
Nie umarła téż wieść o mężach ze cnoty i stali, choć wnuki, jako dzieci Egiptu, do ojców wielkich przyznać się nie śmieją patrząc na gmachy przez nich wzniesione i zapierają się dziado-