Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
354

— Wycieczka ta niebezpieczna, rzekł.. możesz wszystkich ludzi stracić.. baterye we dwa ognie cię wezmą, anglicy się zwrócą na was..
— Padnę jak piorun.. zawołał, podnosząc szablę Pułaski.. rozkazuj, pozwól.. a twierdza nasza!
— Czyń jak chcesz.. niech Bóg błogosławi — ale..
Reszty już nie słyszał Pułaski, dał koniowi ostrogę i popędził do oddziału. Stanął przed frontem jego z szablą obnażoną, ognisty, natchniony, jakby już opromieniony tryumfem. —
— Bracia, zawołał, za mną.. idziemy w ogień, ale my zdobędziemy twierdzę.. za mną! komu honor miły!
Oddział, z którym szedł Pułaski składał się cały z dwóchset koni, ale w istocie bardzo dobrego ochotnika. Oficerowie jak Pluta, Rogowski, Armand francuz, przyjaciel Pułaskiego i przybyły późniéj Jerzmanowski, wszyscy się odznaczali odwagą, i krwią zimną w boju..
Widok walki rozpoczętéj bez nich, godzina bezczynności podnieciła i w żołnierzu męztwo do najwyższego stopnia. Zazdrościli francuzom ich