Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
350

— Jakto? wyłomu nie czekając? spytał Rogowski.
— Wyrąbiemy go pałaszami naszemi, zawołał Pułaski. — Ho! jeszcze by ci się zachciało otwartéj bramy do miasta! obejdzie się. — P. Maciej miał drugie pytanie na ustach, ale się powstrzymał. Karolowi uderzyło serce do boju. —
— Wolę, że raz skończemy, zawołał, to obozowanie wśród gorączek i trupów, w tym ścisku, najsilniejszego złamie.. bić się, to się bić.
— Ale nie z murem, rzekł Rogowski, bo muru głową nie przebijesz..
— No — to głowę o mur roztrzaskasz — dodał Pułaski, zawsze dobrze..
O świcie szturm.. na godzinę przededniem ma być wszystko w gotowości. —
Noc była dosyć pogodna, nie myślano już o spoczynku, siedli we trzech u namiotu i zadumali się wszyscy. — Przed niemi cel ów boju stał na jasnym niebie fort czarny, groźny milczący.. Dołem paliły się ognie obozowe.. W ciszy nocnéj słychać było tylko głuchą wrzawę francuzkiego wojska u biwaków i szum wezbranéj rzeki, a niekiedy krzyk pieskliwy ptastwa wodnego, które wielkiemi stadami z moczarów na rzękę przelatywało.