Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
309

Tak owa wilija Bożego Narodzenia stała się podwójnie dniem uroczystym.. Pułaski był szczęśliwy z przybycia ziomka, którego nie wiedział, jak ugaszczać i przyjmować.
Został mu ten stary szlachetny nałóg nasz polski, co z sercem dom i dłoń otwiera, coby krwi utoczył gościowi, byle go jak króla uszanować i dowieść, że mu się nic nie skąpi. Ale przy niedostatku żołnierskim jak tu było okazać tę tradycyjną serdeczność.
Zasępił się biedny Pułaski. —
Całą resztę dnia tego spędzili jakby w gorączce, mówiąc o kraju, o dziejach konfederacyi, o starych i nowych domowych sprawach. —
— Słuchaj mój Rogowski — rzekł Kazimierz wieczorem, odwiódłszy go na stronę — nasz to święty ojcowski obyczaj gościa pobożnie przyjmować.. a jeszcze taki gość! nasz! polak! Musimy bracie wystąpić.. ale jak? Sprzedaj co chcesz, zastaw, pożycz.. a trzeba żeby widział, żeśmy mu radzi.
Rogowski tylko co się z projektowana wiliją nie wygadał, ale sobie języka zakąsił.
— Panie generale, rzekł, proszę być spokojnym, ja z Karolem obmyślimy środki a — jakoś