Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
270

i nieufność, są żywiołem ciężko dającym się połączyć z nami.
— Jużem to wszystko słyszał od Lafayetta i trochę widział własnemi oczyma, rzekł Pułaski, nie łudzę się téż wcale. — Ale miałożby, dodał z goryczą, pierwszym swobody owocem być zapomnienie obowiązków braterskich? Wszakże nie przychodzimy do was wyzyskiwać waszego położenia — odpędźcie tych, co idą krew sprzedawać, ale godziż się dla garści ludzi nikczemnych, poświęcać zasady święte? wielką tą ideę — że jak za całą ludzkość, aby ją wykuć z kajdan, umarł Chrystus, — tak każdy z ludzi bratu powinien otworzyć dłoń i serce. — Wygnajcie tych, co przychodzą sobą frymarczyć, ale nie skąpcie przytułku wygnańcom bez ojczyzny, co złożyli dowody krwawe poświęcenia w sprawie wolności. —
— Któż wy jesteście? przejęty zapewne gorącością tych słów wymówionych z zapałem, odezwał się nieznajomy.
— Kto jestem? z pewną ironiją smutną, a poważną odpowiedział Pułaski — kto ja jestem? Moje nazwisko samo byłoby wystarczającą odpowiedzią w Europie.. tu, musiałbym wam mowić wiele, i nie dowiedzielibyście się z tego, kto je-