Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
268

bno trzykroć był mocniejszym od nas? rzekł Pułaski.. Broniliśmy się do ostatniéj godziny, mimo, że we własnym królu i własnych braciach mieliśmy nieprzyjaciół, co nam ręce wiązali, przenosząc ohydny spokój i niewolę nad szczérą, świętą walkę o swobodę...
Przybyły patrzał oczyma ciekawemi na ożywiającego się rozmową polaka.
— I byliście zmuszeni.. ujść, spytał.
— Ujść? nie, ale wyjść, by ginąć za wolność u obcych.. gorąco zawołał Pułaski. Życie mam do zbycia, niech z krwi, jeśli nie kraj to sprawa skorzysta.
Nieznajomy milczał chwilkę.
— Szlachetne to postanowienie.. zaczął mówić powoli — Nie znam dosyć dziejów kraju, do którego należycie, aby o nich sądzić — ale ze słów waszych wnoszę, że nie mogliście postąpić inaczéj.
— Nie wolno mi było walczyć, dołożył Kazimierz — a w jarzmie żyć nie umiałem.
— Przybywacie tu sami?
— We trzech..
— Dawno?
— Przedwczora.
— Mówiliście już zapewne z kim? Macie tu znajomych? Może Kościuszkę?