Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
136

— Od takiego przybytku głowa nie boli.. szepnął.
Zaczęto tedy obwoływać do koni. —
W głębi pieczary na dany znak, ten pokotem leżący ludzki łom ruszył się, drgnął i zerwał na nogi; jakby z ziemi powyrastali. Roiło się czarnemi cieniami.. które zdawały się z grobów wstawać milczące.. Od krzyża na piersi dzień się poczynał..
Cisza, spokój, ład był wielki mimo pospiechu.
Samocha stał mrucząc, nierad z wodza.. —
— On to swoją dobrocią gubi wszystko! co jabym takiego trutnia miał żywić.. czy to żyć warto? zły? to na szubienicę.. głupi, po co rozumnym chleb odjada.. ale gdzie on głupi!
Garść ludzi Skiby nie była liczna, ale doborna, drab w draba silni, a jednym ożywieni duchem...
Pułkownik zwał ich braćmi, a byli niemi nie tylko po miłości ale i zakonie, który od początku konfederacyi do końca jéj trzymali...
Gdy w świętéj myśli poczęta owa konfederacya Markowa rozprzęgała się drobnemi intrygami ludzkiemi, na pierwszéj wysokości jéj tylko Pułascy i Skiba utrzymać się potrafił.