Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
111

Zwolna sznury wojsk przemożnych sąsiadów wpajały się w martwiejące ciało rzeczypospolitéj.


Takim był koniec 1771 roku i początek l772, gdy długo wyczekując chwili pochwycenia za broń, Karol wreszcie nocą ubiegł z rodzicielskiego domu, ślubując życie ojczyznie.
Dla niego dopóki stał w polu jeden żołnierz i trwał bój, była zwycięstwa nadzieja — młodém sercem nie liczył on wojsk, ale ufał w dobrą sprawę.
Byłaż kiedy na świecie lepsza? niegodziwiéj zwalana i popsuta niezgodą i prywatą, tym trądem narodów zesłabłych.
W uszach mu jeszcze brzmiała owa pieśń zanucona u brzegów Dniestrowych przed czterma laty:

Dla kogoś panie wyniósł Krzyż swój drogi?
Komużeś okup sprawił z męki srogiéj

Z całą jeszcze siłą swą odzywał się do niego ów hymn:

Przebóg! kto czuje
Niechaj ratuje
Matkę ojczyznę....

Biegł więc jak zawołany choć opóźniony dłu-