Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trzecią osobą był pan Henryk, w króciutenieczkim tużureczku elegant, z ogromną szpilką, na której rycerz zabijał smoka, wpiętą w chustkę jasnego koloru buchasto zawiązaną na szyi, w spodniach w kraty nadzwyczajnych rozmiarów, ze wszystkiemi przyborami lwa odznaczającemi, z cygarnicą wyglądającą z kieszeni jednej, z łańcuchem od zegarka wiszącym na brzuchu, z trzciną w gałce oksydowanej i t. d., i t. d. Włosy jego długie, wąs i broda, dawały mu fizjonomję żurnala mód, najgłupszą jaką mieć można, przesadną a pospolitą, bijącą w oczy a niesmaczną.
Nareszcie obok siedziała jeszcze panna Celestyna, jakby to grzecznie powiedzieć?? stara panna! Tak jest, niestety, panna dobrze już nie młoda, chociaż bardzo jeszcze ładna, słusznego wzrostu, giętkiej i dobrze wciętej w pasie postawy, wystrojona z najwytworniejszym gustem i elegancją dobrego tonu. Prześliczne jej orzechowe włosy, gładko uczesane, niczem nie przybrane, spadały na szyję białą jak kość słoniowa, ramiona kształt miały utoczony, spływającą linją schodząc zwolna ku rękom na pół odkrytym z pod szerokich rękawów koronką obszytych. — Profil, który dostrzegłem czysty był, proporcjonalny, jak rysunek Overbec’ka aniołów; ale na całej tej postaci lata i smutek zostawiły piętno swe nie zmazane; a uczucie, prawie żadnego nie wyryło na niej śladu!
Zajechać do dworku w czasie burzy, potrzebując gościnnego przyjęcia i wpaść na takie cztery twarze, z których żadna nie obiecywała nic, nie pociągała ku sobie, na to potrzeba było mojego szczęścia! a w dodatku przybyć w chwili, gdy ci państwo tak byli zajęci, tak zaprzątnieni, że z konieczności musiałem im być natrętnym!... prawdziwa fatalność!
Stałem nie wiedząc co począć, poznawszy już nareszcie o co chodziło im, że stolik którego dotykali rękami miał się kręcić, czy gadać — gdy pierwszy pan podkomorzy ziewnął, podniósł głowę i zobaczył mnie jak słup w milczeniu wpatrującego się w nich z miną zafrasowaną.