Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Starszy trochę począłem handlować końmi, ale mi nosaciały i parszywiały wszystkie, ujmowałem ustom, męczyłem ciało niedostatkiem, próżność moję składałem w ofierze złotemu cielcowi i na nic się to nie zdało.... Nareszcie poświęciłem serce, sprzedałem się żeniąc z kobietą, której grzechy młodości poczciwem imieniem mojem pokryłem; wyrachowałem ile mi to przynieść powinno, i na tej zawiódłem się rachubie. Została mi żoną, ale majątek jej znikł w chwili gdym do niego wyciągał ręce... Ze zgryzoty o mało nie umarłem; grzech jeden ciągnie drugi za sobą, mściłem się na nieszczęśliwej i na sobie za głupstwo popełnione...
Życie moje było pasmem pragnienia nienasyconego, ofiar nieustannych a próżnych... a namiętność szalona dochodziła do obłąkania. Odejmowałem od ust sobie, żonie, ludziom, chwytałem nie patrząc cudze czy swoje, a wśród tego w sumieniu czułem ciągle, żem był na złej drodze.
Jak w wielu innych i we mnie było dwóch ludzi: jeden co szedł kędy go niosło zepsute serce, drugi co patrzał, szydził, sądził i czuł złe, nie mogąc mu zapobiedz.
Za każdą czynnością obrachowywałem jej znaczenie i skutki, a jutro ciągnąłem ją dalej, kierując się popędem, nie rozumem. Ta dwoistość męczyła mnie więcej może niż doznane zawody i straty; widziałem jasno żem się brukał, a kładłem ręce w błoto jakby jakąś fatalnością wiedziony. W początkach był to jeszcze rodzaj boju, z nadzieją że sumienie zwycięży, później rozbrat zupełny wzięli ci dwaj siedzący we mnie ludzie; jeden robił co mu się zamarzyło, drugi mu skutki tłumaczył, ale już wcale nie wpływali na siebie.
Napróżno wypowiadałem sobie marność zbiorów ludzkich, znikomość grosza, mierzyłem ofiary otrzymanemi z nich skutki, przebiegałem życie spędzone w głupich zabiegach; wszystko to jasno i dobitnie wy-