Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wprzódy, jak o mroku i to od ogrodów.
Zbliżyła się do niego.
— Tylko proszę nie straszyć jéj i mitygować się.
Pogroziła paluszkiem tłustym.
— U waćpana w sercu prawdziwéj miłości ani za grosz, tylko rozpusta, a to dziewczę jak łza! to aniołek!
Westchnęła.
— Ja kłamać ci nie będę — zawołał śmiejąc się wojewodzic — moja miłość nie jest czysta, ale zato dyabelnie gorąca... Już to trudno, kochana Balbisiu, każdy tylko tém służyć może, co ma.
Wachlarzykiem, przy którym wisiał różaniec, p. Strańska klapsa mu dała.
— Paskudnik! — szepnęła.
Wojewodzic wąsa pokręcił.
Poszli małą uliczką razem kroków kilkanaście i Wicek się zawrócił biegiem do domu.
Wieczorem nim mrok padł, już Wicek siedział w pokoju sypialnym pani Strańskiéj, gdyż obawiała się niespodzianego najścia doktora, który czasem i wieczór do niéj zachodził.
Pepity długo nie było. W chwili stanowczéj zabrakło jéj męztwa, przelękła się, chciała się cofnąć; potém przemówiło serce; obraz téj twarzy zbolałéj stanął przed jéj oczyma, żal się jéj zrobiło rojonego szczęścia, choć przeczuwała, że je drogo opłacić może: rzuciła się biegiem prawie ku dworkowi Strańskiéj.
O niewiele chodziło, że uratowaną być mogła. Właśnie gdy tylnémi drzwiami wpadła do dworku, od ulicy wchodził doń doktor. Strańska, oczekująca na nią w saloniku, ujrzała razem z jednéj strony z wesołą miną wsuwającego się doktora, z drugiéj strwożoną Pepitę.
Przestraszyła się mocno i zagadała głośno, lękając się, żeby wojewodzic nie wypadł ze swéj kryjówki; głos donośny a wesoły doktora jakoś go wstrzymał. Pepita, napół omdlała, padła na krzesło.
Mellini powracał z miasta. Zagaił rozmowę, usiadłszy, o deszczu i pogodzie; potém o burmistrzu, który nogę był złamał: naostatek ni z tego ni z owego, o owym nicponiu, łotrze, którego z ran wyleczył, a który się po mieście dotąd włóczył i ludziom uszy obcinał. Słuchający podedrzwiami wojewodzic, kłaniał się za niémi doktorowi, ironicznie przyjmując dawane sobie pochwały. Przepowiadał potém Melli-