Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z rozkazu doktora!
— Chyba razem z nim uplanowaliście mnie głodem umorzyć — zaczął żywo wojewoda — a żebym się nie skarżył przed ludźmi, drzwi zamykacie i nie każecie dopuszczać nikogo. Z samych nudów licho weźmie człowieka. Wy się tam sobie zabawiacie i zajadacie, a ja w karceresie i na suchotach!
Mowa ta była w ustach wojewody smutnego i milczącego, tak nie zwyczajna, iż kobiétom wydała się jakby istotnie mową obłąkanego.
— Śliczne i grzeczne rzeczy z ust waćpana słyszę! — odezwała się starościna. Tegośmy się doczekały.
— A tak! a tak! — odparł wojewoda — czasy komplementów i grzeczności przeszły, trzeba i prawdę posłyszéć. Domagam się wiktu jakiego chcę, bo siebie i swoje zdrowie znam, i swobody, bo do niéj mam prawo... Ot co!
Obejrzał się dokoła, kobiéty nie mogąc pojąć zkąd to na niego przypadło, stały w niepewności jak sobie poradzą.
— Formalny bunt! — uśmiechnęła się wojewodzina.
Stary począł fałszywie poświstywać, a świstanie starościna wzięła za obrazę osobistą. Świstać przy niéj było zniewagą. Zarumieniła się cała. Uderzyła palcem w czoło, pokazując na niego córce.
— Niéma co z nim mówić: chodźmy!
Wojewodzinie zdawało się, że go może umityguje.
— Ale jakiż powód do tego jakiegoś wyzwierzenia się na nas — zapytała. — Cóż się stało nowego!
— Nowego, nic: starego było tyle, przyzbierało się kropla po kropli, że się w końcu z naczynia polało — rzekł drżącym głosem wojewoda. Nie trzeba nigdy miary przebierać. Zapewne asindźce wypadnie mieć po mnie drugiego a może i trzeciego męża, otóż, pamiętaj asińdźka, że z najgłupszym nawet ostrożną być potrzeba.
Odwrócił głowę.
— Franciszek — krzyknął na sługę — do kuchni idź, aby mi punkt o południu, dobry bulion i sztukę mięsa dali: słyszysz!
Franciszek na panią spojrzał, ale ta była tak zmieszana i wystraszona, że nie mówiąc nic, skinęła na matkę i wyszła.
— Co mu się stało! — powtarzały obie. — Co to jest?
Daliborski czekał w apartamencie pani, po wnijściu ich do pokoju domyślił się jakiéjś katastrofy.