Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! co bo pan mówi! — przerwał Filip, — rzeczy nie są zdesperowane, jegomość dla jednéj baby szalonéj żebyś miał ginąć! Po co! za co? albo to ona do familii należy? Każdemu się trafi, że się na białéj-głowie omyli, bo umieją one dobrze przypochlebić się, gdy potrzeba. Żeby zaś za omyłkę taką zaraz szyję dać!
— A cóż pocznę? co pocznę? — odezwał się stary z cichym jękiem — mnie oni obtoczyli jak niedźwiedzia w jamie: ani ruszyć! Krzyknę, powiedzą żem waryat; zagniewam się, wołają szalony; wyrywać się chcę, zamkną na klucz: słudzy ich, doktor im nie mnie służy... Cóż pocznę! niech już ginę — dodał z rezygnacyą. — Życia we mnie nie wiele, jakem sobie posłał tak śpię!
Filip się zbliżył i począł szeptać do ucha:
— Niech jegomość nie desperuje. Jest sposób na to: ja sam nic nie zrobię, ale z wojewodzicem we dwu staniem i baby w Kawysz przepędzim! Tak mi Boże dopomóż!
Stary dał znak ręką aby mówił ciszéj jeszcze, lecz chciwie, cały drżący obrócił się ku niemu.
— Jak wy tego możecie dokazać? — spytał, a w oczach widać było jakby promyk nadziei.
— Niech się jegomość o to nie pyta, proszę być dobréj myśli — dodał Filip. — O jedno idzie, ażeby gdy się tu pan wojewodzic zjawi, jegomość go nie wyklinał, nie łajał, nie pędził. Stanie on zemną przy jegomości, a, tak mi Boże dopomóż, we trzech my tu przepędzimy i baby i ich dwór i zauszników...
— Ależ doktor! doktor! — rzekł wojewoda — co mnie, słyszę, waryatem ogłasza.
— Będzie on śpiewał inaczéj — począł Filip szybko, oglądając się i lękając, aby go nie pochwycono. — Czasu nie mam, tyle jegomości tylko powiem, niech będzie dobréj myśli i do jutra rozkazuje tak, aby poczuli, że przecie pan się woli swéj nie wyrzekł: my jutro tu będziemy z paniczem...
To mówiąc, pana w rękę i w ramię pocałował, wyślizgnął się cicho, chłopcu dał dwuzłotówkę szepcząc: — Nie mów nikomu, żem tu był — i zniknął.
W pana wojewodę duch inny wstąpił. Przed godziną siedział jak zabity, z głową spuszczoną, wpół śpiący; teraz oczy mu biegały, prostował się, ruszał i nabrał fantazyi.