Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

maskowych trafiały rożne historye. Matki traciły córki, a córki nie mogły się czasem, aż pod koniec maskarady matek dopytać. Wojewodzina mówiła że nie lubi maskarady. Dnia tego miała migrenę i poszła spać zawcześnie. Nazajutrz téż wyglądała blado.
Wieczorem przybyła stolnikowa i w rozmowie głośnéj spytała wojewodzinę, co się z nią stało po spotkaniu na maskaradzie... (Na chwilkę odjęła była maseczkę piękna Dosia, aby odetchnąć i na to nadeszła stolnikowa). Zapytana głośno wojewodzina, zrazu zbladła i zmieszała się, potém coś niewyraźnego odpowiedziała. Stary dostrzegł że się zmieszała, bo ją schwytano na kłamstwie. Po odjeździe stolnikowéj przyszło do tłumaczenia bardzo niezgrabnego. Starościna wzięła całą winę na siebie, ona córce kazała towarzyszyć sobie.
Wojewoda znalazł się z taktem, zmilczał, nie dąsał się, lecz czuć było, że to w nim utkwiło. Piękna Dosia dnia tego czulszą się dlań stała niż dawniéj, troskliwą, serdeczną. Pocichu narzekała przed nim na matkę i jéj płochość, wyznawała że starościna poniekąd jest dla niéj ciężarem, że chciałaby prowadzić życie spokojniejsze i t. d. Czy w ten sposób podejrzenia odwróciła, sama nie była pewną. Daliborski bawił teraz ciągle w Warszawie, zapisy były przygotowane, ale o nich nie wypadało rozpocząć ani interesowanéj Dosi, ani prawnikowi. Starościna to wzięła na siebie. Umiała nawet skorzystać z maskarady i spowiedzi córki.
Dobrawszy sobie chwilę właściwą, gdy pewną była że rozmowy nikt nie przerwie, zasiadła z powagą wielką naprzeciw wojewody.
— Mój drogi zięciu — odezwała się — potrzebuję się z tobą sercem otwartém rozmówić. Dałam ci co miałam najdroższego: perełkę, skarb, klejnot, kobietę jakiéj drugiéj równéj niéma. Niemożesz powiedziéć abyś nie był szczęśliwym: wszyscy ci zazdroszczą.
Ja tu z wami dosiaduję, choćbym i chciała wyjechać, choćbym ją porzucić samą mogła, nie mam siły. Ona ci poświęciła swą młodość, uczyńże téż dla niéj co należy: pojadę spokojna.
— Pani starościno dobrodziejko — odparł wojewoda — ale zapisy są porobione!
— Mój wojewodo! czyż to są zapisy jakich ona warta? Cóż z tą twoją fortuną poczniesz? Córka wyposażona, syna niemasz; komuż to zostawisz? na co ci to?
Wojewoda zaczerwienił się mocno i począł bełkotać: