Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał nałóg, że coraz to jednę stronę twarzy marszczył i pociągał. W końcu mi to tak na nerwy działało, żem mu powiedziała, że umrę, jeżeli mnie nie uwolni. Ale to poczciwości człowiek był, bo i zapis mi zrobił i śliczne brylanty darował, no i poszedł sobie.
Stolnik, trzeci, który mi już kością w gardle siadł, gdziem oczy i rozum miała, gdym go sobie wzięła? Statysta, pedant, nudziarz i, co najgorzéj, taki zazdrosny, powiadam ci, taki zazdrosny, że mnie do rozpaczy przyprowadził. Do nikogo się uśmiechnąć, z nikim pogadać; zaraz fochy, wyrzuty, dąsy, gniewy.... Bardzo mi się podobał Francuz, który był w sąsiedztwie: wesoły, wyśmienity człowiek! bawił mnie, ale zresztą — co mi tam! Zrobił mi historyą, złapawszy dwa listy i dowiedziawszy się, żem mu parę razy w lasku dała rendez-vous! Nakoniec musiałam mu powiedziéć słowa prawdy! Kiedy tak, to tak! Bywaj zdrów! adieu! i oto mnie masz!...
O! teraz, daję słowo, nie rychło się dam wciągnąć i już nie zrobię tego głupstwa, żebym szła za mąż. Chcę użyć swobody. Z trzech rozwodów mam tyle, że mogę na czwarte małżeństwo poczekać...
Wojewodzina słuchała zmieszana trochę, stolnikowa mówiła ciągle.
— Podziękuj-że mi, pierwsza moja wizyta do ciebie! Zmiłuj się, mów, ucz mnie, kieruj, poddaję się pod twoję komendę. Bądź moją mistrzynią!
Wojewodzinie uśmieszek politowania zarysował się na ustach.
— A! ty trzpiocie kochany! a któż potrafi pokierować takim powiewem wiosennym. Jesteśmy rówieśnice, a ja przy tobie starą się wydaję.
— Gdzież tam! gdzież tam! — zawołała Malinka — patrzże, już mi te dwa dołki, które kawalerowie tak adorowali, zaczęły znikać: twarz mi się wyciąga.
— Śliczna jesteś — zaprzeczyła wojewodzina.
— No, ale mówmy o tobie! o tobie! — przerwała stolnikowa. — Myślałam, że zwaryuję, gdym się dowiedziała, że poszłaś za wojewodę. Nie chciałam wierzyć, pamiętając to okno.
Wojewodzina syknęła i blada, zmarszczona, pogroziła jéj palcem.
— Moja matka chciała koniecznie tego maryażu — szepnęła pocichu.