Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Twardo, potrzeba, twardo... a nie zasmakować w konfiturach tych, bo one nie nakarmią. Staniesz się książę takim niewieściuchem jak i oni... ot co...
Stary mówił to swemu ulubieńcowi z przejęciem, a patrzał nań jak w tęczę, chcąc się przekonać, czy on go zrozumié i usłucha.
Błysło oko Konstantego.
— Bądźże spokojną poczciwa ty niańko moja — rzekł ściskając go — to co ze mnie przemówiło wczoraj, i dziś jeszcze siedzi we mnie — wstydu ci nie zrobię. Widziałeś, żem sukni mojéj uczciwéj a ubogiéj zrzucić nie chciał, tak samo przekonań nie rzucę. A co Bóg da, to da... każe cierpieć... przecierpiemy.
Metlica podniósł rękę ze szczotką do góry i zawołał na całe gardło: wiwat! wiwat!...


Nie doszła nas wiadomość o tém, jak naówczas zwano w Warszawie tych panów, za którymi w ślady całe miasto bie-