Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed lada powiernicą; — ale dała mówić dziewczynie, a ta uzuchwalona, wprowadziła ją w obojętną na pozór ale dwuznaczną rozmowę.
Stanisław, idący z daleka, nic nie słyszał, żywą jednak rozmową niepokoił się wielce i niewiem czyby był wytrwał, gdyby przechadzka nieco dłużej przeciągnęła się. Justysia sama skróciła ją i zawróciła się do domu. Stary sługa zaczaił się pod pochyloną wierzbą, przepuścił swoje dziecko, i znów powoli szedł ku domow za niemi.
Skoro wróciły, Frunia co najspieszniej poleciała na folwark, donosząc jak się to szczęśliwie stało, że odtąd razem odbywać będą przechadzki, że mogą zabłądzić, że najłatwiej będzie Justysię pochwycić...
— A więc tu niema czego dłużej zwlekać — krzyknęła Boikowska. — Jutro niech Alfred stawi się wieczorem z powozem i kozakami w brzezinie pod okopami; ty pannę naprowadzisz, namówisz do przechadzki o zmroku... i...
— Jakto? tak zaraz, jutro? — spytała dziewczyna — tak nagle?...
— Do czegoż to dalej odkładać? doskonale się składa wszystko; listownie trudnoby ją było namówić, tym sposobem to samo się zrobi. Byle ona godzinę była w jego ręku, będą musieli wydać ją za niego.
Judasz-Frunia zbladła i zawahała się.
— A moja Tereso, to tak prędko być nie może; wszak inaczej ułożyłyśmy się.
— No, a inaczej zrobimy — podchwyciła ekonomowa. — U niego wszystko być musi gotowe, dziś nocą znać mu damy; koło okopów żywej duszy nigdy nie ma, zwłaszcza o zmroku, bo ludzie utrzymują że