Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —



VIII.
Intrygi.

Reszta dnia, po odjeździe pana Derewiańskiego z Bolesławem zatruta była dla pani Żackiej, wzruszeniem którego z rana doznała. Biedna kobieta nie mogła znieść nic silniej ją wstrząsającego, i każdą podobną domową scenę, po której na jakiś czas opadała na duchu, musiała rozdrażniona okupić cierpieniem, wymagającem długiego spoczynku. Zaledwie drzwi się zamknęły za gośćmi, córka która ją znała pobiegła ku niej, wołając w pomoc Stanisława, i przeprowadziła ją na wygodniejszą kanapę w jej pokoiku, gdzie ostawiwszy ją poduszkami, umieściwszy jak najtroskliwiej, sama u nóg na stołeczku milcząca i strapiona usiadła.
Stanisław pobiegł po wodę gorącą, i po krople na podobne razy doświadczone, z młodocianą żywością spiesząc ją poratować: rad że usłużyć może, że go zapotrzebowano, gniewny na chorobę którą najmniejszy powód odnawiał.
Justysia nadto znała matkę, by śmiała ją w tej chwili dopytywać; musiała pomimo ciekawości czekać, aż sama mówić o tem rozpocznie. Pani Żacka milczała, pokaszliwała, skarżyła się na ból głowy nieznośny, na zmęczenie, wzdychała, i po długim przeciągu czasu poczęła od narzekań na pana Derewiańskiego.
— Mój Boże, jakże się ten Derewiański odmienił! Taki się zrobił nudny, szyderski, złośliwy, pełen wybiegów, tak mnie swoją rozmową umęczył...