Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczy nabytej wartości dodaje.
— Ale nuż matka całkiem odmówi, żadnej mu nie zostawując nadziei?
— Zdaje mi się, że to być nie może; gdyby jednak tak być miało, jak pani mówisz, ha! cóż robić; lepiej niech chłopiec za jedną nogę nie wisi, i nie bałamuci się dłużej. Kiedy ma to przeboleć, niech wcześniej rozpocznie, to prędzej skończy.
— Zawsze to dla mnie wielkie strapienie, wielka boleść, — mówiła po cichu matka — jakkolwiek się to skończy, serce mi się ścisnąć musi... ale niech się dzieje wola Boża!
Wejście powolne Bolesława zmieniło tok rozmowy; pan Derewiański z właściwą sobie zwrotnością dobrze ujeżdżonego konia, przeskoczył na obojętne nowinki weselsze, chcąc panią domu w dobry wprowadzić humor. Napróżno! tkwiło przykre wrażenie w sercu matki, która choć je starannie ukryć pragnęła, choć uśmiechała się i rozmawiała, znać było, że myślą biegła gdzieindziej.
Im więcej zbliżała się chwila wyjazdu Bolka do Zaborza, tem częściej poczciwa matka chodziła na krótkie modlitewki do swego pokoju, żebrząc u Boga ducha, którego jej na ten stanowczy raz brakło. Gdy przyszło już siadać, a Bolek rzucił się jej do nóg, prosząc, by mu pobłogosławiła, błagając, by była spokojną, pani Wilczek, pomimo największego wysilenia na odwagę i rezygnację, pobladła, chciała się pochylić, by syna uścisnąć, i siły ją zupełnie opuściły.
Uśmiechem starała się jeszcze zetrzeć z twarzy wyraz boleści, i z tym uśmiechem... omdlała.
Naturalnie odłożono wyjazd dnia tego, pomimo jej naglenia i tłumaczeń, że zbyt gorąco było w pokoju,