Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skiem życiu, naprzykład, nie obmawiając pana Alfreda lub jemu podobnych?
— Zlituj się, uchowaj Boże mnie i jego od takiego nieszczęścia! ale z drugiej strony uważ proszę: młody, niewytrawiony, nie mający pojęcia ile trudności to najsłodsze życie mu gotuje, bez majątku; ona bogatsza, matka przeciwna, po co to wszystko?
— Pani dobrodziejka zebrałaś przeciwko nam masę zarzutów na raz, a ja ich inaczej jak segregując, odeprzeć nie mogę. A zatem kategorycznie: młody? młodemu się tylko i żenić: będzie miał czas oswoić się ze swoim stanem i do jarzma małżeńskiego, jak to po staremu zwali, nawyknąć. Ożenienie późniejsze licha warto, to tak jak gruszki, co je na drzewie długo trzymają, żeby dojrzały lepiej, dopóki nie pomarzną; człek podszeptawszy się, nawyknie nadto do swobody, gderliwy, znudzony, bez czucia. Co się tycze niewytrawienia, powiadasz pani, przepraszam, ale on na swój wiek jest bardzo wytrawny i charakteru pewnego. Po trzecie, że bez majątku, ale pracowity i stateczny; z tamtej strony też majątek nie tak wielki, nie miljony. Bolek więcej może wart czegoś niż Zaborza z długami; właśnie i jemu to mówiłem. Matka by sobie może życzyła coś świetniejszego, ale powoli ją przekonamy, że nie wszystko złoto co się świeci, a co się świeci nie koniecznie złoto. Nie stawaj pani Bolkowi na drodze do jego szczęścia; mnie się staremu widzi, że to dla niego dobre, stosowne, a co największa, wszak się mościa dobrodziejko kochają? To argument niezbity.
Spuściła głowę matka.
— Przeczuwam tysiące trudności i przeciwności.
— Cóż na świecie bez boleści przychodzi? to tylko