Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stan swój zamiłował. Mnie się widzi, że poczciwszej ubogiej doli nie ma, jak na szlacheckim zagonie. Swoboda, lasy, natura, cisza, lud w około poczciwy, dla którego nie wielkim kosztem ojcem być można... bo kosztem serca tylko i... praca miła, urozmaicona, zajmująca; wieczorem spoczynek z książką i myślą... czegoż więcej pragnąć można?
Bolek westchnął i zarumienił się, zakłopotał widocznie; matki oko widziało rumieniec, odgadło myśl co go wydobyła.
— Tak, to prawda, — rzekł Bolek — czegoż pragnąć, chyba...
— No, dokończ szczerze, czegoż?
— Mamo, obawiam się.
— Jakto? ze mną?
— Prawda! nie godzi się, żebym dłużej taił przed tobą... i tak dziś wszystko powiedzieć miałem.
— O! wiem, że długo taić byś się nie potrafił.
— To prawda! z tobą!
— Wiem zresztą, że wzdychasz po młodemu za życia towarzyszką; wiem i to, że kochasz Justysię.
— No, kiedy tak, droga mamo, kiedy już pierwsze lody złamane, powiedz mi, co o tem myślisz?
— Jak matka, szczerze, po prostu, chcesz bym ci mówiła całą prawdę, choćby niemiłą?
— Nie miłą! możesz że!...
— Posłuchaj, usiądź i bądź chwilę cierpliwy; niech cię to, co powiem, nie zraża; mówię co myślę, ty zrobisz jak zechcesz. Nie życzyłabym sobie, żebyś się żenił tak młodo; ubogi jesteś, ale przynajmniej swobodny, ja ci nie wiele zawadzam. Żona, dzieci, to obowiązki często nad siły sumiennego człowieka; podjąć