Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiosna rozkwitała najwdzięczniej i znowu błogi pokój roztoczył swe skrzydła nad ubogiej wdowy strzechą, i znowu wróciło jej niezdrowie i niedołężność ze zwykłym stanem rzeczy; ale życie w tym domku zmieniło się nieco. Nie było tu tak samotnie, tak pusto. Folwark tylko po Boikowskich stał pustką, bo on siedział w więzieniu badany właśnie o napad, do którego należał, a żona z Alfredem gdzieś jak w wodę wpadła. Reszta winowajców, kozacy Kalanki i ludzie jego, którzy się nie czuli winni, bo spełniali rozkaz jego, wrócili do wsi i w niej zostali ujęci. Frunia uszła nie wiadomo jakim sposobem i dokąd, ale jej śladu nie było.
Pani Żacka usilnie starała się, aby całą tę sprawę udusić i nie robić ją głośną, ale na to nie było sposobu. Szczęściem może sam sprawca skrył się tak dobrze, iż go nie schwytano. Ekonom jak najszczerszą i nikogo nie oszczędzającą spowiedzią starał się okupić swój występek, do którego został wciągniony przez żonę i Alfreda. Mówił co tylko wiedział, mówił czego nie wiedział nawet, ale i to go poratować nie mogło.
Część domu w Zaborzu po lewej stronie zajmował Bolek, jeszcze chory i nie mogący odjechać do Kluków, zkąd matka do łoża jego przybyła, nieodstępnie czuwając nad ukochanem dziecięciem. Po zbliżeniu pani Żackiej do matki Bolka i do niego, słowa poczciwego Stanisława, który z łoża choroby jeszcze swoim panom służył, wywarły jak najlepszy wpływ na umysł wdowy i zmieniły jej zdanie o świecie. Nic o tem nie mówiąc wyraźnie, postępowaniem swojem okazywała, że radaby wielką przysługę uczynioną swemu dziecku, wynagrodzić Bolkowi największym darem, na jaki zdobyć się mogła... ręką córki.