Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w powieści, regestrzyk z miasta, piosenka. Co więcej, powiedziałbym, że z daleka poznam i odróżnię odę do słońca, sonet do N. N., lub baladę. Zdaje mi się, że sam nawet gatunek papieru ma jakiś związek z myślą, która się na nim błąkała... ale o tem szeroko rozpisywać się nie będę, wpadłbym w papierowy mistycyzm; wróćmy do Bolesława i jego stolika.
Nie same on dźwigał poezje; owszem, więcej tam było nie rymowanych studjów historycznych, z książek mało znanych, wypisów i tłumaczeń, a najmniej tych grzesznych wiązanek słów, które z dwojga jedno, okrywają sławą lub śmiesznością człowieka... najczęściej niestety! ostatnią!
Wśród papierów, dziwne też spotkały się ślady innych zajęć... były kłosy zaschłe w jesieni zerwane, był suchy bławatek, kilka łodyg z żółkłych kwiatów, garstka mchu, jakiś dziwnych kształtów oset.
Na kominie, zwyczajem poleskim, tlał ogień wiekuisty, dzień i noc trwający; przed nim wielki pudel biały smacznie się sobie wylegał. Posłyszawszy jednak chód pana, podniósł się i o trzech nogach przyszedł go powitać; kulał bowiem na czwartą. Zmyślne to zwierzę w milczeniu przysunęło się do ręki Bolesława i polizawszy ją, krok w krok za nim poszło do kanapy.
— A! Wierny! — rzekł Bolesław głaszcząc ulubieńca — żal ci, żeś nie mógł pójść za mną; a na cóż ci było kota gonić i nogę sobie kaleczyć! Teraz musisz w domu posiedzieć.
Pudel spojrzał, coś zaskowyczał i wynagradzając sobie za opuszczoną przechadzkę, wskoczył na kanapę, głowę kładnąc na kolanach pana.