Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyciele bez litości nad wdową i sierotą dokazywali, dopóki im do grosza nie popłacono. Zabolało serce Anieli, zapłakała gorzkiemi łzami; w chwili wybuchu uczucia powiedziała sobie, że nie warto poświęcać się dla ludzi, ale wprędce przyszło jej na myśl, co mąż powtarzał zawsze: „Jeźli czynimy dobrze, nie prośmy nagrody ani od Boga, ani od ludzi; dobre płaci się samo z siebie, podnosząc nas i uzacniając“.
Stanisław Skiba, z włościan maleńkiej wioseczki niegdyś rodziców Żackiego pochodzący, od dzieciństwa był przy nieboszczyku. Dwaj ci ludzie zrośli się rzec można z sobą i jeden bez drugiego nie stąpił. Żacki z młodości uczył Skibę i kierował sam początkowem jego ukształceniem; przykład poczciwego i obcowanie z nim dokonały reszty. Stanisław stał się tem, czemeśmy go już odmalowali, wzorem poświęcenia cichego a całkowitego, i zaparcia się siebie dla drugich. W ciągu kilkudziesięciu lat nie odstąpił on swego pana na chwilę, towarzyszył mu we wszystkich podróżach i wpływał, rzec można, do wszystkich spraw, które sądził. Często bowiem Żacki, w zawikłanych sporach, nie wahał się odzywać do czystego, prostego a poczciwego rozumu i serca Stanisława. Stanisław pomyślał chwilę, spojrzał w oczy panu, jakby z nich miał zaczerpnąć natchnienia i powiedział zdanie swoje, które nigdy nie zboczyło z drogi sumienia. Potem rozsądziwszy tak często trudne zagadnienie, szedł pokornie buty czyścić i śpiewać godzinki.
Co najdziwniejszem było w Stanisławie i odznaczało go wśród mnóstwa jemu podobnych sług, umiejących się nad stan swój podnieść duszą, to, że przyjaźń pana, szacunek ludzi, znaczenie do jakiego doszedł, nie wzbiły