Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokoju małej Justysi, koło której krzątali się poczciwa Kunegunda i Stanisław. Od tej chwili stała się matką i ośmieliła do życia, uczuwszy jego obowiązki. Ale boleść nie przeszła! została zawsze jedną, zawsze niezwalczoną, czuwając z nią u kolebki, modląc się jej usty o siłę i pomoc z niebios.
Śmierć Żackiego była hasłem nowych strat majątkowych; pokazały się po nim niespodziane a wielkie długi. — Bóg jeden wiedział co z pieniądzmi pozaciąganemi zrobił; nikt nie był mu winien, on wszystkim. Potrzeba było opłacać, a wdowa szanując pamięć ukochaną, choć ściśle obowiązaną nie była do umorzenia jego osobistych długów ze swojego majątku, sprzedała dwie wioski, by je zaspokoić. Została przy jednem tylko Zaborzu. Najmniej to ją bolało; co przykrzejszem daleko było, to ze śmiercią męża zapomnienie o nim ludzi, prędkie i niewdzięczne: dawni przyjaciele, ci dla których się poświęcał, którym pracował, pierzchnęli bojaźliwie, jak gdyby się lękali, żeby poświęceniem za poświęcenie, pracą za pracę żonie jego i dziecku wypłacić nie byli obowiązani. Wdowa pozostała osamotniona, opuszczona, bez opieki, bez stosunków; nikt jej ręki nie podał, nikt nie wlał w to serce pociechy współczucia. Ów popularny, ukochany, na ręku noszony Żacki, bez którego żadna się sprawa, żaden dział, żadne nie obeszło zajście, umarł nietylko ciałem, ale wspomnieniem nawet.
Na pogrzeb zjechali się ledwie bliżsi sąsiedzi i nie pokazali już więcej. Do kilku poufalszych przyjaciół zgłaszała się sędzina o radę, o pomoc, ale jej odpowiedzieli zbyt grzecznemi listami i czczemi słowy, na które widocznie rachować nie było można. Za to wie-