Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

im dalej w las, ścieżynka stawała się coraz węższa, mniej znaczna, przecinały ją tysiączne drożyny, któremi tylko po drwa i na łąki jeżdżono; nareszcie ginęła zupełnie miejscami, tak, że na oślep szukać jej było potrzeba. Tu instynkt poleszuka zastępować ją musiał: w przerzedzonym borze pustym, gdzie gęsta trawa nizka puściła się, okryta szyszkami i opadłemi igłami sosen, koła nie zostawiały śladów po sobie, ziemia była równa i gładka; — wszędzie więc mogła być droga, a wszędzie znacznej nie było.
Dalej następowały brody niezmiernie długie i porozgałęziane, a tak głębokie i mętne, że na ich dnie nic widać nie było; te do reszty nieznającego miejscowości zbijały z tropu.
Pan Boikowski wszakże znał zbyt dobrze okolicę, by w niej mógł zabłądzić; sam koń byłby pana, w niedostatku innego przewodnika, odprowadził do domu. Większe pół mili trwał las nieprzerwany, wreszcie rozrzedzać się począł stopniami, gęstsze coraz pnie się pokazywały, choiny młodsze i rozrzucone; w dali migały z za gałęzi pola jaśniejsze, droga widoczniejszą się stała i wszystko zwiastować poczynało niedaleką, już wioskę.
Mrok padać poczynał, ale Zaborze ukazywało się jeszcze widocznie, oświetlone w pełni ostatniemi jaskrawego zachodu brzaskami. Była to osada położona na płaszczyźnie opasanej lasami, nad mało widocznym, bo w znacznej części zarosłym stawem; czarna cerkiewka drewniana panowała z jednej strony chatom ukrytym w zarośla, z drugiej zabudowania dworu wśród wyższych drzew, podnioślejszemi wzbijał się ścianami, gdzie niegdzie bielejąc kawałem starego muru lub tynku. Dom mieszkalny, nieco okazalszy od otaczających go domostw,