Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszą to być żarty — przerwał ktoś — bo pan Alfred nieszczęśliwie gra, a... — Gospodarz nie odezwał się, zaczynał świstać, co u niego było oznaką najgorszego humoru.
— Panna jak panna — począł znowu ktoś, żeby rozmowa nie upadła — ale wioska pyszna... Będzie czem zahulać, nieprawda Fredku?
— Myślisz? — spytał gospodarz zimno.
— Alboż nie?
— Wiesz przysłowie: że kto się ożeni, ten się odmieni.
— O! to się już lepiej nie żeń. Żalby nam ciebie było.
— Do nóg upadam!
— Ale któż jest ten Bolek poeta? — odezwał się z kąta gość z Wołynia na Polesie przybyły — ciekawym poleskiego poety; opowiedźcież mi jego biografję jeśli łaska.
— Pan Marjan ma głos, jako najbliższy sąsiad i wymowny... a przynajmniej jako obowiązany do wymowy, bo dwa lata dependował przy adwokacie J...
— Przyjmuję wyzwanie i poczynam biografję: Pan Bolesław jest to młodzian...
— O ba! już młodzian od razu, kiedy ma być biografja, niechże się poczyna od początku; przyjdziemy później do młodziana...
— Chcecie żebym zaczął od Adama i Ewy, czy pozwolicie od potopu?
— Od średnich wieków — rzekł gospodarz.
— Od kolebki poety?...
— A zatem silentium.
— Cicho! cicho! pan Marjan ma głos.
— Lat temu kilkadziesiąt, żyli w Polesiu na wybrzeżu Wołynia..