Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

środkami niewiadomemi i różnie tłumaczonemi, ale najpewniej niesłychanem i obrzydliwem skąpstwem, był człowiekiem monomanem, z jedną tylko myślą chodzącym po świecie. Wszystko a wszystko redukowało się dla niego do robienia pieniędzy, na co, komu? to zrozumieć było trudno, gdyż nie był żonaty i żenić się nie myślał. Najbrudniejsze skąpstwo nic go nie kosztowało, nie zawstydzało go wcale. Jeździł sam do miasteczka przedawać warzywo i drób; żył o chlebie i serze; w niedzielę kazał ucinać uszy i ozory świniom swej trzody na juszkę, która dla niego była zbytkowym przysmakiem; nic nigdy nie kupował, na nic nie tracił, grosz zbierał a zbierał; co roku prawie nabywał majątek w ziemi, co roku coś do Banku składał; a że majątek do pewnego stopnia pomnożony wzrasta potem olbrzymio, już go na miliony liczono. Zrazu, zagarnąwszy części wioski w Otrębach i w Zielonce, pozostałe po rodzicach Alfreda, myślał sierotę wykierować na gorzelnianego pisarza; ale mu się to nie powiodło. Alfredek buntował się, uciekał; opuszczenie sieroty wzbudziło uwagę, ludzie zwrócili oczy, sąd się wmięszał, poczęto krzyczeć, odebrano pod jakimś pozorem Otręby od opiekuna i chłopca do szkół oddano. Opieka zawsze niby liczyła się przy stryju, ale ograniczała się na tem, że w Zielonce gospodarował i procenta chowając do kieszeni, doskonałe w opiece składał regestra. Alfredek tymczasem jako tako skończył szkoły, wiele się rzeczy nie nauczył, bardzo wiele domyślił, do reszty nie miał ochoty. W szesnastym roku fajkę palił okrutnie, wódkę mógł pić szklanką, w karty grał doskonale, słowem był już skończonym młodzieńcem. Do emancypacji zupełnej brakło mu tylko majątku do rąk; kilka lat przewa-