Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieka. Chłopcy na oko przystojne, tęgie, żwawe; coż kiedy na nieszczęście, jak nie o koniu, nie o djable i nie o dziewczynie mowa, gęby nie umieją otworzyć. Najwięksi literaci czytają Bragellona przez Dumasa, w Warszawie przekabaconego na język nie-polski, Żyda Tułacza jak pani Boikowska, Tajemnice Paryża i Pamiętnik Nieukowo-literacki pana Podbereskiego, który już znajdują za głęboko uczonym! O simplicilas! Co im tam do tego, że na świecie teraz wiele od ludzi wymagają, żeby się godnie ludźmi nazwać mogli; że utrzymują jakoby było potrzeba nauki, pracy, ładu, przyzwoitości w życiu; że moralna poprawa, dla nas zwłaszcza, jest warunkiem bytu; oni tak nudnych prawd znać nie chcą. Ale też spojrzyjcie jak weseli! Dwóch wyzwało się kto więcej prostej wódki wypije, i szklanicami leją w siebie do upadłego; dwaj drudzy poszli w zakład kto kogo powali; inni zabierają się już dzikie konie ujeżdżać, a reszta nie tracąc czasu, do djabełka zasiada. Kilku poważniejszych wyłączyło się do preferansa, a w tych liczbie gospodarz.
Szumnie, krzykliwie, hałaśnie, wesoło tutaj; my przejdźmy dalej po cichu.
Drugi pokój już coś zarywa na salonik; firanki przez wpół jedwabne, we drzwiach portjery, posadzka była przed rokiem raz zawoskowana, ale błoto ją na wpół okrywa; kanapa i meble od Testorego, choć dziwnie jakoś poobłamywane; na serwantce cacka, a na ścianach zwierciadła i kilka czarnych bardzo obrazów w złotych ramach.
Ale wśród tego wszystkiego, kurzu, śmiecia, brudu, gałganów więcej jeszcze niż elegancji. Charty leżą na kanapie, na fortepianie futro, na stoliku kalosze, a por-