Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szka posadzić co siłę ma, państwo do ładu przyprowadzi i naszych panów ojców duchownych trochę na bok usunie, bo wkrótce — jak tak potrwa sami Biskupi już tu będą rządzili, bez wszelkiego pana się obchodząc.
— Hej! hej! — wtrącił z boku Drogut, stary i siwy człek, który schylony siedząc w ogień patrzał obojętnie — Gdyby Mieszek tę siłę miał, o któréj prawicie, dawnoby już mógł opanować Kraków — ale i to ciemięga.
— Ho! ho! nie mówcie tego — rzekł inny — Dla niego teraz porwać się a nie dokazać sprawa gardłowa; Pełka i Miklasz, gdy mu się noga ośliźnie nie przebaczą i będzie z nim co ongi ze Zbigniewem było. Musi dobrze się gotować i wyważyć!
— Waży téż do zbytku — mruknął Drogut z uśmieszkiem — Przypomnijcie sobie lat ostatnich sprawy.
— A toć! Albo nie jeździł do Cesarza do Rudobrodego i nie dał córki własnéj na ofiarę dzikiemu synowi Bogusza z Pomorza?
— I cóż z tego miał? nic — rzekł Drogut — Rudobrody go zbył niczém, a Bogusz córkę wziął ale porwać się nie śmiał.
— Bo i nie pora była — odezwał się Dobrogost — Tylko co Brześć i Halicz wziął Kaźmierz, rycerstwo było rozzuchwalone zwycięztwy, do