Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Juchimie! Nim oni nadejdą, postronka mi dajcie..
Mierzwa wzdrygnął się, lecz milczał już. Nie było na podoręczu sznura, Juchim musiał długi pas zdjąć z siebie, którym Stach sam ręce w tył odgiąwszy spętał Mierzwie.
Sędzia prosił o opończę aby przez miasto nie szedł skrępowany jak złoczyńca. Stach nic mu nie odpowiedział. Żyd musiał wyjść spełnić rozkaz i postarać się o ludzi.
Po wyjściu jego Mierzwa sprobował jeszcze litością natchnąć Stacha, lecz żadnéj od niego nie odbierając odpowiedzi, zamilkł w ostatku zagryzłszy usta.
Wkrótce nadeszli ludzie Stacha: Juchim przyodziawszy się w płaszcz musiał iść razem z winowajcą. Poprowadził ich uradowany obłowem Stach do Biskupa Szczęściem dla jeńców na dworze ściemniało, śnieg pruszył i nie spotkawszy nikogo dostali się do dworca biskupa, któremu znać dano iż Stach zdrajców jakichś na uczynku złapanych prowadził.
Nie jego już rzeczą było, sprawą wysłańca Mieszkowego sądzić, który stanął w obronie swéj przed Biskupem z całą umiejętnością i przebiegłością swoją. Nie pomogły one nic i po długich jękach i prośbach, Biskup go kazał do wiezienia dać dopókiby zakładnika nie stawił.