Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przywiązali się w życiu, spotkać druhów serdecznych odnaleść tam straconych ojców, braci, dzieci!
Chwilę milczano.
— To co poczciwą miłością było w Chrystusie Panu — odezwał się Pełka — czemuby poza kres życia doczesnego przeciągnąć się nie miało? Wszak ci nietylko dusza nieśmiertelną, ale i ciało ubłogosławione przywdziejemy znowu, a mój św. Orjent powiada... Mistrzu Wincenty? tyś mi to czytał, a co czytasz, to pamiętasz!
Wszyscy się zwrócili ku Wincentemu, który skromnie rumienił się ilekroć do niego, jak do księgi się odwoływano.
— Pomnę to miejsce — rzekł. — Brzmi ono: „Przez nasze pobożne pragnienia i życie święte, staniecie się chwały godnemi w żywocie wiecznym i doczesnym tak, abyście uczczeni już przez poczciwy żywot, który prędko upływa, po zgonie mogli wieczną chwałę pozyskać, albowiem, wierzajcie mi, a pomnijcie to, że wszystko co szalonym zdaje się znikomem, jest trwałem. Wiedźcie, że dusze wnijdą w te same ciała znowu i wdzieją swe cielesne powłoki. Postawa, barwa, krew, żyły, skóra, kości, włosy, powrócą jak były. I nietylko to, co kamienie spojone zachowały w grobach, co niezepsutém przechowują balsamy i prochy Arabij — i to co częścią w grobach leży, częścią w rzekach spłynęło, wszystko powróci prędzéj,