Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pomnicież go? — zapytał Kaźmierz.
— Jakżeby mistrz Wincenty miał nie pomnieć czego? on którego pamięć za armarium starczy — odezwał się biskup zwracając ku niemu z uśmiechem.
Skromnie zarumienił się powołany.
— Sądzę, że opis ten przypomnę sobie — odparł — i po małym namyśle rozpoczął: „Za indyjską ziemią kędy świat się poczyna, jak mówią, a kończyny ziemi z niebiosy łączą, jest las śmiertelnym niedostępny, zamknion w granicach wiekuistych, odkąd pierwszego grzechu sprawca wygnanym był zeń po upadku, a aniołowie niebiescy przyszli na téj poświęconéj ziemi zastąpić słusznie wygnanych winowajców. Nie ma tam pór roku przemiennych, wiodących za sobą zimę, słońce letnie nie przyświeca tu po mrozach. Gdy krąg wyniosły roku dla nas przywraca porę skwarów, gdy nasze pola bieleją szronem okryte, dzięki łagodności klimatu, tu wieczna panuje wiosna. Gwałtowny Auster tu nie szumi, chmury uciekają od czystego powietrza, niebo jest zawsze jasném. Ziemia nie potrzebuje deszczów, by ją orzeźwiały, rośliny karmią się rosą samą. Zielenieje ziemia, powierzchnia jéj ogrzana łagodnie, wdzięcznie i świeżo wygląda, wzgórza okrywają trawy, drzewa zachowują zielone swe warkocze i tysiące wydając kwiatów, coraz nowemi odżywiają się soki. Tam owoce, które my raz do roku zbieramy, co