Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odgrażali się mściwi Kaźmierza pułkowódzcy iż noga z tych co na gródku się zamknęli nie ujdzie... Opasano ich gęstemi zastępy dokoła, nigdzie wyjścia nie zostawując, ani nadziei przerznięcia przez oblegających. Jedna tylko strona do Wawelu przylegająca objętą być nie mogła, ale z téj spodziewano się wycieczki wojewody, który na hasło czekać musiał, aby razem z Kaźmierzem rzucić się na Bolka i Kietlicza.
Przygotowań żadnych do szturmu nie potrzebowano, ani taranów do bicia zasieków, ani wież ani drabin. Okopy świeże nie wysokie, parkany były nierówne, bramy drewniane...
Jeszcze się Kaźmierz ociągał z daniem znaku do rozpoczęcia walki, gdy rycerstwo już cisnęło się na wały, tak że wstrzymać je było trudno. Jeszcze raz, unikając krwi rozlewu, książe chciał posłać do oblężonych, aby się dobrowolnie poddali.
Sprzeciwiano się temu, Kaźmierz obstał przy swojém.
Wyprawiono Sieńca, śmiałego człeka i wymownego z gałęzią zieloną. Ten zaledwie ku bramie się zbliżył trąbiąc, gdy na wyżkach kilkunastu zbrojnych się ukazało, między któremi łatwo po szerokich ramionach i głowie dużéj na krótkim karku Kietlicza poznać było można. Nie dano Sieńcowi się z poselstwa wyspowiadać, gdy kilkanaście bełtów z kusz puszczono na niego, a je-