Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiernego Smoka, który u drzwi jak pies był zwykł czatować.
Wichfried, choć łaski pańskiéj nie stracił, nie był już tym, co dawniéj powiernikiem serdecznym; Kaźmierz posługiwał się nim rzadko, a niespowiadał mu wcale. Przyjmował go wesoło, lubił żartobliwe jego i płoche mowy, obdarzał hojnie, czasem ze słowem do kogo posyłał, lecz o sobie nie zwierzał się chętnie. Niemiec przez nałóg, lenistwo czy kunszt, jakim go usidlić umiała Dorota, pozostał jéj wiernym. Stosunki jego z nią cale były osobliwe, gachem się czasem wydawał, przyjacielem się nazywał, a zazdrości nie miał wcale, patrząc obojętnie na ciżbę tych, których zawsze lekka niewiasta do zabawy sobie przyzywała.
Życie jéj nie zmieniło się bynajmniéj, oczekiwała ciągle, ale głowy nie posypując popiołem, strojąc ją chętniéj w wianki, a zażywając dobréj myśli. Od wieczerzy téj, przy któréj Wichfried wygadał się przed nią z domysłem, iż dawna kochanka księcia w Krakowie znajdować się musiała, Dorota gorączkowo śledzić poczęła wszystkie Kaźmierza kroki. Długo się jéj nie powodziło i nic schwycić nie mogła, lecz wdowa była uparta, nie szczędziła wydatku, przekupywała ludzi, wciskała się gdzie mogła, i w końcu doszła do czegoś... Stara pomocnica jéj Czechna włóczyła się wszędzie, a najlepiéj strzeżone tajemnice przed