Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęśliwe, a bodaj najszczęśliwsze żywota mojego chwile. Prawda, że człek zakochany rozum strada, ale za to, jakże mu dobrze, a on by się na swoje głupstwo, gdyby mu kto królestwo dawał nie pomieniał. Boć i to prawda, że tyle tylko razy człek szczęśliwy ile razy głupi. Szczęśliwy szalony — bo głupi, szczęśliwe dzieci, bo głupie, szczęśliwy zakochany, bo też niespełna ma rozumu. Pomnę jeszcze aczem stary i lat mi się po karku przetoczyło od tego czasu dobrze sześć dziesiątków, pomnę dobrze wszystko, jako było, i komnatę Kasi, i onego poczciwego Boima, świeć mu Panie nad duszą. Pierwsza izba była chędoga, ale po prostu przybrana. — Białe ściany, ławy dębowe, stół też taki w pośrodku, piec malowany, a dokoła też ławy okryte, jakbym tam był wczora. Ale w komnatce Kasi, innego coś nalazłeś, tam i podłoga misterna, i ściany wybite sukny pięknemi, a po ścianach wisiały święte obrazy, które Boim z Niemiec miał za wielkie pieniądze. Tam była i ona droga półka z księgami, a łóżeczko chędogo usłane za firanki jedwabnemi, rzekłbyś wielkiej jakiej pani.
Co tam jeszcze drobnostek drogich, co różnych osobliwości, u okien, u komina, po szafeczkach, po półeczkach, nie wypowiem, choć mi to na oczach stoi. I widzę jeszcze w pośrodku Kasię, jakem ją widywał tyle razy, w sukni długiej czarnej, z włosy gładko uczesanemi, z księgą w rękach albo jakim ptaszkiem, albo kwiateczkiem. Bo miała taki rozum, że wszystko pojęła, a takie serce, że wszystko kochała. Rzadka taka niewiasta; najwięcej głowa serce zabija, abo serce głowę oszali. Już z całego domu, to była komnatka najrozkoszniejsza, i nie dla tego, że ona tam mieszkała, ale by tam i nikogo nie było nawet. Nie dałbym jej za zamek królewski, w którego pustych komnatach, proch tylko podlatywał, zamiatany płaszczami panów Senatorów. Cóż dopiero, kiedy się ożywiła jej twarzą, jej oczyma, jej głoskiem, bo śpiewała cudnie! był to raj na ziemi. Co my to tam za słodkie godziny pędzili, kiedy pana Boima nie bywało doma; ani mi się