Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

puszczając go z ręku. — Największy pan, kto najmniej potrzebuje, bo mu tego dosyć co ma.
Kardynał pokiwał uśmiechając się głową, a ja do trefnisia i nuż go z jego szachowanej sukni odzierać. On w krzyk, kardynał w śmiech, wyciągnął ręce do pana prosząc, aby go bronili, ale wszyscy się śmieli. Ja też to widząc rozebrałem go zupełnie, wdziałem jego strój na się, a rzuciwszy mu moją łataną opończę, rzekłem:
— Nie warteś być błaznem, idź się uczyć do szkoły, a ja twoje miejsce zajmę. Królewicz pękał się ze śmiechu, porzuciliśmy trefnisia w ulicy, a sami poszli dalej. I oto jakem się dostał naprzód na dwór Jego Mości pana Fryderyka. Tu jeszcze trefnemi żartami podobałem się bardziej mojemu panu i rozweselałem go z całych sił tak, że w końcu kazał podskarbiemu swojemu wyliczyć mi kilkanaście florenów; ale ja nie przyjąłem i rzekłem:
— Jak mi Wasza Królewska Mość dasz co roku opończę, strawę, a czasem dobre słowo, to mi będzie tego dosyć, a będę mu wiernie służył. Kat mi po pieniądzach.
I tak stałem się sługą jego i trefnisiem, a ów dawny ani się więcej dla wstydu pokazał, dowiedziawszy się, żem na prawdę miejsce jego zastąpił. — Smakowało mi to życie swobodne, wesołe, pełne wrzawy, pełne ludu, z którego się dowoli naśmiać było można; pomyślałem sobie, to to właśnie com się urodził, będę bezkarnie ze wszystkich szydził i nie myślał o jutrze, o kawałku chleba na który drudzy w pocie czoła pracują.
Ojciec mój, jak się tylko dowiedział co się ze mną stało, wpadł w gniew wielki i przysiągł, że jeśli mu się kiedy na oczy nawinę, swoją mnie ręką ubije, wyrzekł się mnie cale, całe mienie synowcowi zapisał i wkrótce potem zmarł. Po którymem ja płakał trochę, a majętności ojcowskiej nie dochodziłem na stryjecznym bracie, choć mi tego drudzy bardzo doradzali, żem miał łatwo z pomocą pańską dostąpić. Alem tego, jako żywo nie uczynił i zostałem trefnisiem jako przedtem,