Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu wszystko jak na dłoni — zawołał — anonym miał słuszność, była zasadzka, list ten zburzył najpiękniejsze ich plany. Widząc, że już tu nic nie wskura, kawaler powrócił. Ciekawym czy będzie miał czoło? To dla mnie główna rzecz!
— Kochany prezesie — rzekł O. Serafin, gdyby po staremu przyjechał, miałżebyś odwagę bez dowodu przypisywać mu jakieś intencye... i napisać na człowieka, który może być niewinnym?
— Nie mam najmniejszej ochoty robić burdy w moim domu — zawołał prezes — i dla tego dziś jeszcze zapobiegając wszelkim pokuszeniom o nowe jakieś stosunki — wyślę grzeczny (nie bój się ojcze) grzeczny list proszący go tylko, aby mnie nadal od odwiedzin i znajomości uwolnić raczył, gdyż z nieboszczykami nie zwykłem mieć do czynienia...
Na to O. Serafin nie odpowiedział już nic, rozeszli się pożegnawszy, a prezes istotnie tegoż wieczora pismo, o którem wspomniał, wyprawił.
Oddano je dopiero nazajutrz panu Danielowi, a dziwnym sposobem jeden ten list prezesa przyszedł do Orygowiec w postaci dwóch, z których pierwszy wiózł posłaniec jawnie, a drugi wcisnął nieznacznie. Ten był od cioci Wychlińskiej.
P. Danielowi przykro się zrobiło czytając list prezesa, prosił posłańca, aby na odpowiedź poczekał i wystylizował ją grzeczną, krótką, pełną uszanowania i smutku, a bez żadnych tłumaczeń, ani próśb o dozwolenie wytłumaczenia się.
Prezes zrazu ani chciał czytać responsu, położył go na stole będąc przekonanym, że znajdzie tam uniżone zaklęcia o wysłuchanie. W godzinę może