Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szył, iż służba i dwór w sieniach nie wiedząc co począć — stała strwożona.
Ciocia Wychlińska klęczała i modliła się; — do Leokadyi nie dopuszczono wieści żadnej. W zupełnej nieświadomości o tem co się stało, ubrawszy się, wyszła ona, aby dać ojcu dzień dobry i z uśmiechem przestąpiła próg pokoju, gdy ciotka nie mówiąc słowa dała jej znak tylko, aby się nie pokazywała.
Leokadya jak martwa, nie rozumiejąc co się stało, wryta stanęła we drzwiach.




Prezes chodził tym czasem po drugim pokoju, uciekłszy od siostry, nie rad z siebie, gniewny na wszystkich a najbardziej na własny brak taktu, pomiarkowania i niepotrzebną gorączkę. — Był to charakter tego rodzaju który zwyciężyć się nie mógł nigdy, unosić się dał namiętności, i w tejże chwili żałował popełnionego błędu. W naszym kraju i plemieniu ludzi takich przeważnie jest wielu.
Strzelał bąki kochany prezes, a gdy raz spudłował, upierał się biorąc jednak cel ciągle, aby nie okazać że się omylił. Nie umiał się cofnąć i przyznać do błędu. Sam teraz nie wiedział co czynić dalej, wojna była wypowiedziana, uznać się zwyciężonym nie dozwalała powaga głowy rodziny,