Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty, jak chcesz — odezwała się siostra śmiało — ale ja Leokadyi nie dam; ona jest chora i chyba zabić ją chcąc, można zmuszać do podróży. Jeśli ją zabierzesz gwałtem, prezesie, bardzo mi będzie żal jej, lecz w takim razie grosza z majego majątku nie dostanie. Tyś uparty, ja niemniej, znasz mnie; rozpiszę wszystko na ubogich.
— Tak, ją ukarzesz za mnie — rzekł prezes.
— Nie, bo ona tego nie potrzebuje, ale ty dla podźwignięcia rodziny. Ona wie, że czy majątek mieć będzie czy nie, ma moje serce. Z tobą — zerwę.
Prezes się obraził.
— Asińdźka mnie w swoim domu przyjmujesz pięknym marcypanem.
— Bracie, ujmuję się za twoją córką, a ty w tej chwili chcesz być jej katem.
Stary mruczał coś niewyraźnie.
— Córka ma do wyboru, powiedz jej asińdźka — między ojcem a ciotką — niech wybiera.. nie powiem słowa... ale ja pojadę.
To mówiąc wstał, i chwiejąc się wyszedł z listem do drugiego pokoju, sługi za sobą wołając.
Położenie było krytyczne. Pani Benigna stała myśląc co pocznie. Zdało się jej wszakże, iż dając bratu ochłonąć, nie drażniąc go więcej, zdoła zażegnać tę burzę. Gdy prezes wysunął się do drugiego pokoju, drzwi zatrzaskując za sobą, ona siadła w fotelu na straży, aby zapobiedz nadejściu siostry i Leokadyi. Obawiała się ich przybycia.
Wypadek ten poruszył tak cały dom, zwichnął porządek i spokojnych mieszkańców Borków nastra-